niedziela, 28 lutego 2016

Little pink scarf








Jak dla mnie limit nie istnieje jeśli chodzi o pomaki do ust, herbatę, książki i czarne ubrania. Wyznaję zasadę, że gdy jest się ubranym w całości w czerń (trzeba dodać, że w minimalistycznym stylu) to zawsze się wygląda dobrze. Poza tym czarne  ubrania są zdecydowanie najbardziej uniwersalne, i 'bezpieczne'. Nie mylmy tego jednak ze słowem -nudne. Czerń może nam dodać klasy, ale także (niestety) zrobić krzywdę (nic nie jest idealne). Po prostu trzeba umieć ją nosić. I czuć się w niej. 
Tak bardzo zaprzyjaźniłam się z czarnymi ubraniami, że (dosłownie) zawsze mam jakiś element garderody na sobie właśnie w tym kolorze. To taki tochę mój charakterystczny element. No cóż, nie ukrywam, i nietrudno jest dostrzec, że często moje włosy są najbardziej kolorową częścią mnie (o ironio). Jednak czasem (czasem) lubię podkręcić taką stylizacją w wersji total black jakimś ciekawym dodatkiem w innym kolorze. 

Dzisiaj przedstawiam wam look (czarny bien sur -zakładam że pewnie nie wiesz co to znaczy jeśli się nie uczysz francuskiego więc znaczy to oczywiście ale chyba nietrudno się domyślić) w typowym dla mnie rockowo-luźno-eleganckim, ale przede wszystkim nadal minimalistycznym stylu. Postawiłam na jedne z bazowych elementów mojej garderoby, czyli- spodnie 'ripped knees' (z dziurami na kolanach), skórzaną ramoneskę, i długi t-shirt z ciekawym napisem, który nie jest taki zwykły, bo ma długie rozcięcia po bokach (jeden z najmodniejszych modeli t-shirtów w tym sezonie). Dopełnieniem są skórzane sztyblety, i mała torebka oraz (mój hit!) cienki szalik z frędzlami w pięknym kolorze jasnego, pudrowego różu znaleniony w Zarze. 
Takie własnie elementy mogą ciekawie podkręcić oczywisty i prosty look. Nadać zupełnie nowego charakteru. A my możemy je dobrać do siebie, swojej osobości i swojego stylu. Ja w tym szaliku jestem zakochana, i nie jest to tylko moja opinia bo dostałam naprawdę sporo komplementów pod jego adresem. I swoją drogą myślę, że całkiem uzasadnionych, mimo iż jest on bardzo prosty a jedyne co w nim jest takie nieoczywiste to właśnie kolor. A ja zachęcam was żebyście napisali czym wy lubicie podreślać swoje stylizacje, może coś mnie zainspiruje i, że tak powiem 'zmałpuję'od was? 
Miłego przeglądania zdjęć i do następnego!   /I

















































pants-bershka
t-shirt-zara
 biker jacket-mango
 bag-zara
 boots-new look
scarf-zara

zdjęcia- Karolina (tumblr-kaarolinat)

wtorek, 23 lutego 2016

Favourite cosmetics #1



   
       W dzisiejszym poście przychodzę do was z przeglądem kosmetyków, które w ostatnim czasie szczególnie przypadły mi do gustu, i stwierdziłam, że są warte bliższego przedstawienia. Jest to pierwszy post z serii 'Ulubieńców', które planujemy systematycznie wstawiać. Napiszcie czy takie posty wam odpowiadają, i czy kosmetyki, które opiszę używaliście i jak wam się sprawdzały.
Wszystkie opinie zawarte w tym poście są moimi, chętnie jednak zapoznam się z waszymi.




1.paleta cieni-makeuprevolution\2.podład-revlon\3.korektor-maybelline\4.tusz do rzęs-maybelline\5.eyeliner-maybelline\6.pomadki-golden rose







     
Cienie używam praktycznie codziennie, i w 90% kolorów neutralnych- czyli brązów, beżów. Idealną paletką okazała się paletka od Makeup Revolution Essential Mattes2, i to z kilku powodów. Po 1.kolory, takie jakie lubię połączone w jednej palecie, po 2.cena (ok.20 zł), po 3. łatwa dostępność (cienie można zamówić na stronach internetowych z kosmetykami, np. ezebra, cocolita w wielu wersjach kolorystycznych), i po 4.jakość cieni jest naprawdę dobra. Oczywiście pigmentacja nie jest taka jak w paletach Naked, jednak są to zupełnie inne (nieporównywalne) półki cenowe. Mimo wszystko to moja druga paletka od MUR i bardzo dobrze mi się sprawdza zarówno w makijażach codziennych jak i wyjściowych. Zdecydowanie warta polecenia.








Zimą zawsze używam podkładów cięższych, o mocniejszym kryciu i trwałości. Ostatnio sięgnęłam po podkład Revlon Colorastay. Na wizażu i ogólnie w internecie miał całkiem dobre opinie, więc postanowiłam go przetestować na sobie. Powiem tak- jestem tym podkładem zachwycona. Jest kryjący, nie ma jednak po zaaplikowaniu go efektu maski. Sam w sobie nie jest matowy, ale przez to też nie wysusza skóry. Podkład jest przeznaczony dla skóry mieszanej i tłustej. Dla mnie 10\10, no może 9\10.









Korektor Maybelline Affinitone, zdecydowanie jest moim ulubionym korektorem. Używam go już od kilku miesięcy, i dalej mam o nim taką samą opinię. U mnie spełnia on kilka funkcji: korektora, bazy pod cienie, oraz rozświetlacza (ponieważ zawsze kupuję go w jaśniejszym kolorze). Jest lekki, ładnie kryje, przy okazji po nałożeniu na powieki przedłuża trwałość cieni.










Używałam już dziesiątki tuszy. Z rimmela, loreal paris, bourjois, max factora, jednak zawsze najlepiej sprawdzały mi się tusze z maybelline. Od kiedy w tamtym roku na rynek został wprowadzony nowy- Lash sensational byłam pewna, że okryłam swój ulubiony. Przede wszystkim urzekła mnie szczoteczka, która posiada wypustki różnej długości przez co pozwala dokładnie i precyzyjnie pomalować nawet najkrótsze rzęsy. Posiada lekką formułę, nie skleja rzęs. 10\10









Kreska eyelinerem to must have mojego makijażu. Używałam róznych eyelinerów: żelowych, w kałamarzach, z pędzelkiem (lub gąbeczką), jednak te w 'pisakach' są zdecydowanie najlepsze, i najłatwiejsze w 'obsłudze'. Ten od maybelline, lubię za cienką, precyzyjną końcówkę. Twardą, ale giętką. Tym eyelinerem można zarówna rysować cienką kreskę, jak i grubą (w zależności od preferencji).











Pomadki Golden Rose Velvet Matte cieszą się dobrymi opiniami w internecie, jak i poza nim. Jeśli chodzi o ogólną ocenę, zdecydowanie dałabym, jak najlepszą. Bardzo lubie w tych pomadkach konsystencję, idealny matowy efekt, oraz nietępy ( mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi) sposób nakładania, co jednak w matowych pomadkach jest niestety często spotykane. Jeśli chodzi o trwałość jest ok, jednak z czasem 'zjada sie', i delikatnie roluje. Nie podkreśla jednak suchości ust (a to duży plus). Przy okazji jest bardzo duży wybór, jeśli chodzi o kolory. Ja ostatnio postawiłam na zimne odcienie: 02-czyli chłodny, zgaszony odcień różu, i 31- typowy nudziak. Obydwa idealnie sprawdzają się na co dzień, w różnych makijażach.








1.maska-kallos\2.olejek-hollywood beauty\3.odżywka-schwarzkopf\4.mgiełka-marion\5.olejek-kardashian beauty








Maski z Kallosa używałam już w różnych wersjach: z keratyną, z ekstraktem z kawioru. Jednak najlepiej sprawdza mi się ta z ekstraktem z czarnej jagody i olejem awokado. Maska działa nawilżająco, zmiękczająco oraz regeneruje zniszczone włosy. Po użyciu włosy są miękkie, błyszczące oraz łatwo się rozczesują. Ja tą maskę używam po każdym myciu włosów, czyli średnio co 2 dni, i zastępuję nią odżywkę do spłukiwania.









Jakiś czas temu był szał na olej do włosów Hollywood Beauty-Castor Oil. Ja się dołączam do tego całego jarania się tym produktem. Olej ma przyspieszać porost włosów, które w ciągu miesiąca mają rosnąć do 5 cm, sprawiać, że włosy nie wypadają i są ogólnie zdrowe. Ja ten produkt używam od miesiąca, i musze powiedzieć, że moje włosy faktycznie urosły o dobre 4 cm (info potwierdzone bo włosy po prostu mierzyłam). Jeśli chodzi o wypadanie, tutaj również nie zawiodłam się.
Castor Oil przypomina mi olej kokosowy, w konsystencji oraz sposobie aplikowania (wcieramy w skórę głowy, zostawiamy na noc) jednak zdecydowanie jest lepszy jeśli chodzi o działanie na włosy.









   Do używania odżywek ze Scharzkopfa po prostu się przyzwyczaiłam. Używałam już chyba wszystkich dostępnych obecnie rodzajów, i chyba nie potrafiłabym wybrać tej 'najlepszej'. Wszystkie tak naprawdę mają podobne działanie, jednak ja ich używam głównie dlatego, że ułatwiają bardzo rozczesywanie włosów (z czym ja mam zawsze problem po umyciu). Raczej w 'natychmiastową regenerację' nie wierzę, jednak nawilżają włosy po kontakcie z wysoką temperaturą (suszarką, prostownicą etc.) przy tym nie obciążając ich. I właśnie za tą lekką formułę, bardzo je lubię.








Jeśli jesteśmy już przy odżywkach, to wspomnę o mgiełce termoochronnej do włosów. Od prostowania włosów jestem uzależniona, a co za tym idzie moje włosy są często narażone na wysokie temperatury, więc jakiś produkt termoochronny trzeba używać. Kosmetyki firmy Marion, mają dobre opinie, i ja myślę, że są jak najbardziej uzasadnione. Mgiełka sprawia, że włosy są chronione przed wysoką temperaturą, dodatkowo włosy się nie elektryzują. Ma lekką formułę, ja spryskuję włosy nią w raczej dużej ilości, jednak w żaden sposób nie obciąża ich. Ładny zapach to dodatkowy plus.









Typowych olejków do włosów nie używam, jednak do końcówek jak najbardziej, Ostatnio sięgnęłam po olejek firmy Kardashian Beauty o właściwościach odżywczo-regenerujących z ekstraktem z czarnuszki. Jest to tzw. suchy olejek, czyli nie pozostawia wyczuwalnej tłustej warstwy. Jest to typowy olejek do końcówek, jednak do aplikowania na całe włosy również się jak najbardziej sprawdza. W dodatku pomimo małej pojemności (15ml) jest bardzo wydajny, należy go stosować w małych ilościach, ponieważ włosy mogą być obciążone.
   /I



zdjęcia: Karolina (tumblr: http://kaarolinat.tumblr.com/)

niedziela, 14 lutego 2016

All in black








Najlepszy wieczór to taki, spędzony w domu. W wygodnych dresach, pod kocem, z ciepłą herbatą, książką albo filmami. I najlepiej żeby jeszcze padało. 
Dziesiejszy spędzam dokłądnie tak, i chociaż już naprawdę często wieczory mijały mi w ten sposób, dalej jak najbardziej mi to odpowiada. Osoby, które spojrzały na datę mogą sie trochę zdziwić, bo przecież dzisiaj walentynki. Cóż..walentynek nie obchodzę, z racji, że jestem po prostu idealnym przykładem forever alone. Nie znaczy to jednak, że nienawidzę tego dnia i mam coś do ludzi, którzy je obchodzą. Nie, nie- ja jestem jak najbardziej za 'celebrowaniem' (oczywiście w miarę rozsądnie) tego typu świąt. Zawsze to jakiś inny dzień, jedyny w roku. Ludzie obchodzą go, siedząc w wypełnionych po brzegi kinach albo restauracjach, a ja w trochę inny, niemniej  jednak myślę, że odpowiedni sposób- oglądając Pamiętnik z Ryanem Goslingiem- i tak myślę, że jeśli miałabym spędzić walentynki z jakimś kolesiem to tylko z nim.




Jeśli chodzi o dzisiejszą stylizację, to oczywiście kolorem dominującym jest czarny. W sumie, to jedynym kolorem jest czarny. No surprise. Nie znaczy to jednak, że jeśli całość jest czarna to od razu nudna. Fakt faktem, postawiłam na minimalizm (jak zawsze) ale nic nie poradzę, że taki styl zawsze sprawdza się idealnie, jest uniwerslany, wygodny, ponadczasowy, nowoczesny i najlepiej się w nim czuję. Przecież w modzie o to właśnie chodzi.  
Czarny asymetryczny golf, (którego kiedyś swoją drogą bym w życiu nie założyła- ze względu na to, że jest golfem-tak wiem byłam głupia) zestawiłam z długą kamizelką z dresowego materiału, która wprowadza zarazem luz i elegancję do całości oraz z ukochanymi najzwyklejszymi czarnymi rurkami. Jeśli chodzi o dodatki wybrałam dość masywne workery z klamrami w których jestem 
za-ko-cha-na, i zwykłą, małą, skórzaną torebkę z Zary. Dopełnieniem całości jest zegarek Daniela Wellingtona, który pasuje do wszystkiego i 'robi' za całą biżuterię. 
Piszcie czy stylizacja wam się podoba, i czy też lubicie tak jak ja stylizacje w wersji black. 
Miłego przeglądania zdjęć i do następnego! / I

(zapraszam na tumblr'a Karoliny---> http://kaarolinat.tumblr.com/ )































































pants-bershka

turtleneck-bershka

coat-stradivarius

bag-zara

boots-deezee.pl

watch-daniel wellington

case-new yorker